Jego portrety to spotkanie malarza i modela w poszukiwaniu nieśmiertelności. To nota, zapis postaci przepełniony emocjami i materią farby, aby uchwycić to, co zaraz będzie stracone.
”Powodem, dla którego maluję portrety, jest strach przed utratą piękna. Mianem piękna, określam wszystko, co dostrzegam niezwykłego w ludziach mi bliskich, nawet jeśli sami tego w sobie nie dostrzegają. Dlatego ich maluję, ponieważ świat bez nich byłby dużo uboższy. Piękno żąda ukazania, przywołania i otwarcia na nowo, przez tych którzy będą oglądali moje obrazy. Być może, to także przeniesienie moje pragnie życia na innych. Całe malarstwo się w tym zawiera, jak więź między moim pragnieniem życia a bliskimi. Największa sztuka odpowiada na pytanie –„Jak to jest być żywym?” Najprościej rzecz ujmując — życie spełnia się tylko pośród innych ludzi, stąd portrety tych, których pokochałem i którzy mnie stworzyli’’.
Efemeryczność jest wszechobecna, portrety są jak momenty, sytuacje z życia, czy zdjęcia, które wspomagają pamięć. Daleko im do wystudiowanych wizerunków, poprzedzonych wielogodzinnym pozowaniem, nakreślone jest to co najważniejsze, to czego pamięć stara się chwytać, aby odbudować całość. Oczy, usta, dłonie oddane w szczegółach, tak jak zostały „zapamiętane”, reszta to zarys, oddający jedynie wrażenie danej osoby. To, co duchowe od materialnego rozdziela światło. Jest kobaltowe, intensywne, nieziemskie, często wypalone aż do bieli. To światło, które stwarza; kładąc się na ciało — ujawnia je. Materia wypełniona jest kolorem, tworzy ekspresyjną, gęstą fakturę, podkreślając tylko istniejące podziały.
W autoportretach, twarze przepełnione są siłą, która utrzymuje całą konstrukcję obrazu. Jest w niej przekonanie, możliwe do ukazania, jedynie przy byciu równocześnie portrecistą i portretowanym. Przebrany w strój z epoki, oświetlony wewnętrznym blaskiem, zwieńczony eliptyczną formą na wzór aureoli czy kapelusza. Buduje w obrazie rodzaj sakralności, miesza ją z uproszczonymi formami, zamieniając znaczenia. Prace Starościca to umiejętne redefiniowanie portretów, odnajdujemy w nich fascynacje detalami Velázqueza, przenikliwością Rembranta, siłą tła Halsa, rozbiciem światła Malczewskiego i rozedrganym kobaltem Wyczółkowskiego. Burzy i wskrzesza moc portretu według własnych reguł, zaskakując tym, co kiedyś było tak naturalne, jak portret drugiego człowieka. Z niebywałą odwagą, ograniczony pokorą, dąży świadomie do celu, aby tworzyć kiedyś z „wielkim sercem”.
Adriana Mazur
„Nikt nie może malować, jeśli nie ma wielkiego i czystego serca, to znaczy, jeżeli niewystarczająco odrzucił siebie. Malowanie, jeżeli ma być czymś więcej niż grą, czy też stawką w grze, musi przejść długą, niekończącą się pracę ascezy, w której odrzucenie siebie pozwala siebie uchwycić. Stawanie się samym sobą dokonuje się po rozpoznaniu, stworzeniu innego, którym się zawsze jest.”
Piotr Starościc